1 Maja zafundował uczestnikom FCC wycieczki po niebie i ziemi.
Jak przystało na radośnie obchodzone niegdyś święto -ostre słońce i błękit budziły uczestników zawodów. Z chmur gnębiących okolicę ani śladu. Podeschła już płyta lotniska, więc można było startować nawet z balastem wodnym. Dobre prognozy na kolejny wyścig . Chcąc uniknąć stania w kolejce do tankowania zaraz po wschodzie słońca przeciągnąłem szybowiec na stanowisko gdzie można było zalać komory skrzydeł balastową wodą. Kostniały z zimna ręce, ale dodawały animuszu wysrebrzone przymrozkiem trawy i piękne kolory budzącego się dnia. Byłem zbyt szybki z przygotowaniem i holowaniem szybowca na start.
Ponieważ szybowce ustawia się w Prievidzy od tyłu w kolejności przybycie, a duże szybowce w ostatnim sektorze, więc Sebastianowi przypadło miejsce na końcu kolejki startowej. Ziemia nie wyschła jeszcze należycie, toteż ciężkie szybowce trzeba było popychać przy starcie.
„Dynamic” nie mógł ruszyc z miejsca , a rolniczy „Cmelak” , potężny jak amerykański 'Teksan”, urywał liny holownicze. Sebastiana miał holować „orendżowy Cmelak”, ale podkołował gorliwy pilot „Dynamica”. Konieczne było energiczne popychanie szybowca, aby zespół ruszył z podmokłego miejsca. Potem toczyli się przez niemal całe lotnisko, nim skrzydła uzyskały należne podparcie.
foto od ekipy litewskiej
Po oderwaniu się od ziemi ten mały samolocik radzi sobie sprawnie, ale rozbieg po trawie wzbudzał w tych warunkach emocje. Podczas podskoków na nierównościach lotniska cofnął się z zawiasu jeden z czterech rygli mocowania kabiny. Groziło to zerwaniem kosztownej osłony i poważnymi konsekwencjami dla szybowca. Rozłączyło się też zasilanie GPS. Trzeba się było odczepić i wylądować dla dokonania naprawy. Nie było to łatwe. Czas uciekał, a towarzystwo już sposobiło się do odlotu z powodu niepewnej bezchmurnej pogody. Ponowny hol, już za „Cmelakim”, wypadł w czasie, gdy piloci szykowali się do odlotu w pobliżu miejsca wyczepienia. Akurat trafił się tam Sebastianowi komin, więc rywale mieli go jak na widelcu. Zanikały ostatnie chmurki. Czekała pilotów walka na blisko 500 km trasie.Przy bezchmurnej pogodzie ci którzy decyduję się na odejście przed peletonem skazują się z góry 'na pożarcie”, ale nie było szans ani czasu na próbę wyrwania się spod takiej kuratel, więc po skoordynowaniu poczynań Sebastian i Adam Czeladzki przecięli linię startu. Za nimi uformowała się oczywiści natychmiast grupa pościgowa. U obu procentowało doświadczenie latania przy bezchmurnej pogodzie zdobyte podczas rozgrywanych w styczniu mistrzostw świata w Australii.Dość sprawie pokonywali trasę.
Początkowo wzdłuż grzbietów wiodących nad Wielką Lukę koło Martina. Tu Sebastian zorientował się, że inwersja gasi nad wysokimi szczytami termikę i prądy zboczowe,
więc zszedł niżej i przy skalnych zboczach Małej Fatry uciekał do przodu. Komin nad przełomem Wagu między Małą i Wielką Fatrą pozwolił na dalszą wędrówkę do punktu zwrotnego w Dolnym Kubinie .
Rzeka Wag. Na horyzoncie Niżne Tatry.
Wznoszenia w bezchmurnym niebie nie zachwycały, a poprzeczny wiatr niekorzystnie formował ciągi wznoszeń. Podczas lotu na południe do drugiego puntu zwrotnego nad zamkiem w Beckowie leciał tą samą trasą, aby wykorzystać kominy znakowane przez lecące później szybowce,
M.Fatra od SE
oraz prądy zboczowe przy skalach M.Fatry i dostać się do chmurek które pojawiły się między Prievidzą a Dubnicą.
W dole Prievidza , przed nosem Vtacznik
Te układały się nawet w krótkie szlaczki, ale w poprzek trasy. Stąd należało zawrócić na północ do Czadcy przy polskiej granicy i macać znów pod błękitną kopułą przypadkowe wznoszenia.
Zamek w Bojnicach i lotnisko w Prievidzy .Foto T.Kuzmickas
Było to bardzo trudne. Kolejny odcinek wiódł aż do Złotych Morawców na południowym skraju gór.
Przed zbliżającym się frontem ciepłym spadało ciśnienie, więc na południe od Priewidzy pojawiały się chmury napływające zza Dunaju, ale te były zdradliwe a wznoszenia mizerne i niepewne.
W tym czasie sporo zamieszania narobiły lądujące na lotnisku. Warunki słabły. Słońce chyliło się ku linii horyzontu, toteż wielu pilotów zmęczonych trudnościami , nie oparła się pokusie lądowania na lotnisku, gdy znaleźli się w okolicach Prievidzy. Coraz więcej samochodów z przyczepami wyruszało na „wycieczki krajoznawcze”. Sebastian wysforował się znacząco do przodu, lecz po długim przeskoku przez obszar bez wznoszeń spadł na małą wysokość i walczył o przetrwanie u podnóży Tribca. Zanikła łączność. W kwadrans później wtoczył się na lotnisko ” Arcus” wczorajszych tryumfatorów. Ładny wynik, lecz gdyby Sebastian wygrzebał
się i doleciał do mety to dotychczasowa duża przewaga punktowa gwarantowała mu utrzymanie pozycji lidera. Gorzej, gdyby padł w terenie. Okazało się jednak, że Tomek i Jarek ratując się przed lądowaniem w terenie musieli skorzystać z hałaśliwego wiatraka za plecami.Nie ukończyli przelotu. Coraz więcej pań, , wypatrywało swych herosów jak Penelopa Odysa,ale na niebie jarzącym się czerwienią nad linią horyzontu nie pojawiał się żaden punkt. Wreszcie z cienia za górką wypłynął majestatycznie uszaty obrys szybowca JS1 z literką P na ogonie i podtoczył się wolno pod przyczepę kempingową. Trafił dobrze, bo warzywa na patelni nabrały właśnie odpowiednich kolorów i aromatu. Długo i z niepokojem falował rządek oczekujących, ale widok sporej grupki iskierek błyskających w zachodzącym słońcu poprawił nastroje ekip i organizatorów. Tylko 30 pilotów ukończyło trase, a 2/3 wylądowało w polu. Dwa szybowce bieliły się jeszcze w mroku nocy przy drodze w Rajcu, gdy wracałem do Polski. Pilotami zajęli się gościnni Słowacy. Mam nadzieję że nie aż tak serdecznie jak Przemkiem Kucharskim, gdy wylądował w Krasnem obok Czadcy. Choć w tej konkurencji premia za prędkość i ukończenie konkurencji na była duża, to Sebastian wydatnie zwiększył swoją przewagę nad rywalami. Może on spać spokojnie bez obmyślania chytrych planów. Tomasz Kawa
Wszystkie klasy miały miały podobne trasy.
Dodano: 03.05.2017Przez: Henryk Doruch
-a 13,5 m kaj? (nie moge sie VELO doczekac )
Dodano: 03.05.2017Przez: sebkaw
My też . Tom
Dodano: 03.05.2017Przez: Henryk Doruch
-rocznik 47,obawiam sie ze moge nie dozyc pociechy,gdy trzynastki trafia pod…
(a Pan Grzesiu ciagnie jak lokomotywa hybrydowa!)
Dodano: 03.05.2017Przez: Krzysztof Pruski
A póki co wypada spróbować 20 metrową dwumiejscówkę(ASG-32) w Moravskiej Trebovie.Powodzenia.