Gallery
dsc_9262

Organizujemy się.

[fb_button]

Wytrwałe interwencje Ryśka zrobiły swoje, wywalczył miejsce w hotelu San Antonio,

więc po dwu nie przespanych i pełnych wrażeń dobach padliśmy jak kłody na wygodne łózka. Rano odebrał nas Wiktor Koźlik, więc z jego komfortowej Toyoty mogliśmy sycić się widokami krainy, która do niedawna była dostępna tylko dla jeźdźców konnych i dyliżansów. Jeszcze i dziś widok mężczyzny w przepoconych dżinsach, pobrzękującego ostrogami , który przywiązał swego konia do drzewa przed marketem, nie jest rzadkością, ale od czasów Łukasiewicza sporo się zmieniło i  stalowe mustangi zdominowały życie. Rzadko tu już spotkasz chodnik i niemal nigdy wędrującego po nim człowieka. A gdy się stanie wśród setek kobylastych, licytujących się ogromem i chromami konstrukcji, wówczas powstaje pytanie jaki ma sens taki zbytek i marnotrawstwo. Przecież nie każdy musi tym wozić potężną belę siana dla krów, lub koni na ranczo.

Cuchnące, czerpane spod ziemi i morza bogactwo zmieniło tę krainę kolczastych krzewów, oraz rozległych pastwisk, w imponujący nowoczesnymi budowlami stan, który wabi uboższych sąsiadów zza rzeki Rio Grande. Toteż obszar nadgraniczny nieustanie patrolują biało zielone samochody, a z powietrza śmigłowce, Border Guard. Nad kanionem granicznym jest nawet zakotwiczony duży balon obserwacyjny. Mimo to język hiszpański i widok śniadych twarzy, dominuje w wielu regionach stanu a wszystko jest opisane w dwóch językach.

W tym zlepku nacji z całego świata widać na każdym miejscu kroku potrzebę identyfikacji narodowej, religijnej, manifestacji zainteresowań i przynależności do grup społecznych, ale powszechnie widoczna jest też duma ze swego kraju. Flagi narodowe i stanowe powiewają nie tylko przed obiektami publicznymi, ale też na prywatnych posesjach. Domy często wyróżniane są znakami wyznaniowymi. Na fotografii portretowej w college’u aktualny dyrektor pozuje z konstytucją w ręku. A nawet fotele desek pod drzewem na farmie są zdobione dumną gwiazdą Teksasu. Południe nie było głównym kierunkiem polskiej emigracji, lecz w Boże Narodzenie 1854 roku wysadzono na gołą ziemię w rozległym pustkowiu ponad stu pięćdziesięciu polskich imigrantów, głównie z okolic Strzelc Opolskich.Przybyli tu za zachętą młodego misjonarza Leopolda Moczygemby. Ich życie wśród tych niegościnnych kolczastych krzaków, pełnych wówczas pum, węży, skorpionów i kojotów rozpoczęło się mszą pod dębem na wzgórzu i było koszmarem. Pierwszą zimę przetrwali głodując, bo nawet pieniądz nie miał wartości na tym odludziu. Wielu straciło życie, bo za ochronę przed zimnem mieli jedynie wiązki trawy i skupione w gromadki ciała. Nękały ich dzikie zwierzęta i źli ludzie. W kolejnych latach przybyły dwie kolejne grupy i utworzona została pierwsza polska osada w Ameryce – Panna Maria.W jej okolicach do dziś kultywowane są polskie tradycje. Wśród tych pionierów ludzi byli Frank Mainka i Jadwiga Świentek – pradziadowie pani Lorraine Ponish, która z mężem Howard’em w 1991 roku, na czas mistrzostw świata, przygarnęła pod swój dach Lecha Kasprowicza, w 2002 r. Sebastiana z Anią, a teraz gości  mnie z Sebastianem.

Kontener z szybowcami szczęśliwie dotarł na lotnisko, ale mieliśmy wątpliwości, czy w trójkę z Wiktorem, damy radę dobrać się do jego zawartości. Rama z załadunkiem waży kilka ton  a my nie mieliśmy żadnego sprzętu. Do wytoczenia ramy z rozgrzanych czeluści kontenera przydały się porzucone palety, po których cal po calu wysmyczyliśmy ramę, niczym burłacy skałę pod pomnik Piotra I z Finlandii do Petersburga. Kosztowało to sporo potu, ale dało nam to pojęcie jak pracowali Egipcjanie przy budowie piramid.

Oficjalny trening zaczyna się dopiero 28 lipca, a na lotnisku są tylko dwa samoloty holujące i kilku bardzo ofiarnych wolontariuszy w wieku wybiegającym daleko poza ostatnie polskie normy emerytalne, którzy umożliwiają nam latanie. Na miejscu są już prawie wszyscy zawodnicy. Choć niewiele brakło, aby władzę i bezwzględność Immigration Office poznał Cypis.  Oficer tej wszechwładnej instytucji, na którego natknął się Zbyszek zapytał krótko w jakim celu i gdzie się wybiera. Ponieważ słowo gliding nic mu nie mówiło a Zbyszek nie znał konkretnego adresu zakwaterowania, odesłał go  na boczny tor  do biura. Tam również niewiele mówiło pojęcie gliding:  –  Jakie gliding? Będziesz się ślizgał po wodzie, czy po lodzie? Więc musiał wytłumaczyć, że to pojazd latający bez motoru.         -Wszystko dobrze, ale gdzie masz jakikolwiek papier. Jak ty możesz wybierać się do Stanów  bez jakiegokolwiek poświadczenia papierów?  Nie pomagało powoływanie się na stronę organizatora i obszerne tłumaczenia. Sprawy zaczęły wyglądać źle i zdawało się, że będzie bardzo krótka wycieczka do Nowego Yorku i z powrotem, ale urzędnik grzebiąc w internecie, myląc się kilka razy przy wpisywaniu nazwiska natknął się przypadkowo ostatecznie na stronę Wikipedii z własnoręcznym wpisem Zbyszka i to natychmiast zmieniło ton rozmowy.

-Oooo… You are in Wikipedia !  Welcome to United States!

Łukasz dotarł nie bez przygód. Wydawało mu się, że dotrze z Chicago w dwa dni, ale zajęło mu to prawie dwa razy dłużej. Przekonał się, że skala tego kraju jest znacznie większa niż Europy a obszary graniczące z Meksykiem dobrze strzeżone. Wkrótce powinien też do nas dotrzeć Tomasz  Rubaj, który wlecze przez Stany drugą Dianę.   TK

 

© Copyright by Sebastian Kawa

Realizacja: InternetProgressProjekt: Elzbieciak.com