Gallery
dsc_9257

W Prowansji

[fb_button]

Nieźle jest upakowany tegoroczny kalendarz lotniczy Sebastiana.

W kwietniu FCC Gliding w Prievidzy i już następnego dnia na Żarze zawody Euroregionu Beskidy. Parę dni przerwy i mistrzostwa Polski w Lesznie a po krótkim pobycie w domu, dwudniowy , wyczerpujący, maraton z wózkiem szybowcowym przez zatłoczone drogi za Alpy.W następnym roku w Vinon mają się odbywać kolejne mistrzostwa Europy, więc trzeba sobie przypomnieć alpejskie ścieżki.Okazją do tego są zawody pre- world zorganizowane przy okazji szybowcowych mistrzostw Francji. Lotnisko w Vinon jest pięknie położono wśród pachnących lawendą i ziołami wzgórz Prowansji, ale już 40 km na północ, w Sisteron malowniczy przełom z pionowymi skalnymi żebrami otwiera drogę w wysokie Alpy.Francuzom nie zdarza się wczesne wstawanie a po rozprostowaniu kości muszą zaliczyć jeszcze drugie śniadanie nim przystąpią do konkretnych działań. Pogoda też jest jakby dostosowana do lokalnych obyczajów, bo nim warstwa „starego powietrza” przegrzeje się, aby kominy mogły przebijać inwersję zalegającą na dolinami, mija południe. Sebastian mógł więc spokojnie odespać trudy podróży.                                                                                                                                                                                                                                     Na pierwszy dzień wyznaczono klasie 15-metrowej spacerek po trójkącie około 300 km. Z Vinon 128 km na północny wschód wzdłuż doliny rzeki Durance do lotniska La Roche. Potem 80 km na zachód w okolice lotniska Klausa Ohlmana i do powrót do domu w kierunku na Marsylię. Pierwsi piloci odlecieli na trasę około 15-ej. Sebastian z Tomkiem Rubajem 10 minut później w asyście głównych francuskich rywali: Luisa Buderlique i Christopha Ruch. W wypróbowanym stylu, niczym Szpieg z Krainy Deszczowców, tropem Sebastiana podążał jego odwieczny konkurent Mario Kiessling wspomagany przez Michaela Buchthala. Ścieżki naszej pary rozeszły się już po 20 km lotu, bo Tomek lecący na Discusie przystanął na chwilę w kominie z Francuzami a potem dał się prawdopodobnie skusić jakiejś chmurze, bo na trawersie francuskiego centrum szybowcowego St,Auban. poleciał do komina trochę na zachód od skalnego traktu. Natomiast Sebastian prowadził konsekwentnie Dianę za Digne, do skalnego łańcucha zwanego przez szybowników „parkurem”. Zapis tego odcinka lotu pięknie obrazuje technikę lotu przy ciągu ścian skalnych. Rządek szybowców wił się jak korowód wybierając precyzyjnie linię kamiennych zboczy i skakał z góry na górę / stąd nazwa tego ciągu skał/, aż do malowniczego jeziora zaporowego w Espiniasses .Za jeziorem w 3-metrowej windzie przesiedli się na wyższe piętro i na wysokości 3000 paradowali do punktu, lecąc wzdłuż południowego grzebieniem szczerbatego masywu Ecrines , który piętrzy się do 4000m nad zachodnim brzegiem Durance. Po nawrocie nad La Roche Sebastian poleciał wprost wzdłuż ścian skalnych licząc na aktywną termikę skalną, natomiast Francuzi zatrzymali się w metrowym wznoszeniu wykorzystywanym przez Niemców, aby nabrać wysokości pozwalającej im lecieć na wprost wzdłuż wyższego grzebienia tego odcinka gór. Na jedno wyszło. Choć Sebastian nadłożył trochę drogi, spotkali się na jednej wysokości w okolicy Gap. Przed punktem szczęście uśmiechnęło się do Christopha. Trafił w nieco lepszy komin i zyskał blisko 200m przewagi. W połowie ostatniego odcinka tej trasy, niczym poprzeczna zapora piętrzy się 40 km długości masyw Montagne de Lure o wysokości blisko 2000m. Sebastian, prawdopodobnie z obawy, iż w niepewnych warunkach ta góra może, go znów przytrzymać jak podczas mistrzostwach świata w 2006 , kiedy to z powodu braku paru metrów niezbędnych dla pokonania przeszkody stracił sporo cennych minut, albo z wyliczenia, iż dla Diany nie trzeba, aż tak dużej wysokości dla pokonania 40 km dolotu, skierował się skrajem gór wprost na Wrota Prowansji w Sisteron. Po drodze miał podtrzymania , ale brakowało mu trochę wysokości, więc musiał skorzystać z niezbyt imponującego wznoszenia 1,2 m/sek. Po przeleceniu wrót przykleił się na moment do nawietrznych i eksponowanych ku słońcu zboczy na trawersie St.Auban i pognał do mety. Była to dobra zagrywka, bo zasięg szybowca na tym docinku wynosił 60 km , ale gospodarzom pomagają ściany, toteż Ruch w pobliżu lotnisk za punktem trafił w zdrowy komin, który pozwolił mu na proste przejście nad górską przeszkodą i szybki dolot do mety. Tomek Rubaj miał w tym dniu „pod górkę”. Nie szło mu na trasie i trochę odstał od wiodącej grupy a w gasnącej termice nie trafił na komin gwarantujący mu dolot do lotniska. Namęczył się też sporo Łukasz Grabowski. Startował późno i nim  wykaraskał się w słabym kominie na wysokość odlotu, wszyscy już polecieli na trasę. dołał jednak dopaść ariergardę i walcząc wytrwale w 5- osobowej grupie zdążyli dotrzeć na dziennik wieczorny TV.      Tomasz Kawa

© Copyright by Sebastian Kawa

Realizacja: InternetProgressProjekt: Elzbieciak.com