Gallery
dsc_9262

Sprint w powiewach sirocco

[fb_button]

Znów aura była łaskawa i zafundowała szybownikom  drogowskazy.

W trzecim dniu miało być gorąco i bezchmurnie jak na Saharze.  Wykreśliłem więc  sprint 200 km w łożu nasilającego się sirocco w kierunku Niskich Tatr i  z powrotem. Tuż przed startem pojawiła się nad Skrzycznem ulotna chmura soczewkowata, sygnalizująca obecność zafalowań, a wkrótce pojawiły się krótkie łańcuszki strzępków chmurek markujących układ wznoszeń. Skorzystał z tego Sebastian z młodym Frańczakiem. Startowali jako pierwsi, więc przeskoczyli na skocznię w Szczyrku i tam szybko wywindowali się  nad Skrzyczne, a nawet udało się im dostać na falę która dała im komfort spokojnego ślizgu w kierunku linii startu nad Żarem. Pozazdrościł im Zdzichu Bednarczuk, lecz Skalite pokazało mu figę. Trzeba było mozolnie wspinać się po zboczu, lecz w Grand Prix pociąg nie czeka. Zaczęło się odliczanie , więc  spóźniony pasażer nie wsiadł do ekspresu i musiał  solo gonić towarzyszy. Jednak niebo okazało mu łaskawość i rozciągnęło przed nim chodniczek chmur pozwalający na odrobienie strat.

Peleton  rozproszył się  już przed Małą Fatrą. Sebastian z Mraczkiem  polecieli na wprost i przez Chleb przeskoczyli na Wielką Fatrę. Werner i Didier trzymali się wschodniej strony trasy. Widocznie podobał im się Orawski Zamek – jak z pudełka czekoladek. Na wysokości Małej Fatry Didier popełnił błąd ,bo skręcił  na zachód ku wysokim zboczom Małej Fatry. Ta funduje zwykle ładne wznoszenia , ale często  oszukuje , bo jej zbocza nie mają głębokiej rzeźby i  dobre kominy  są dopiero w pobliżu grani.  Tak było i tym razem. Nie było w czym odzyskać utraconej wysokości  a Katowska Skała, Łysiec i Kłak w Wielkiej Fatrze też nie były łaskawe dla gościa. Zaczęły się schody. Trzeba było wlecieć  do wąskiej zalesionej doliny , która zamykała się wysoką ścianą  łączącą Niżne Tatry,  przez  ośrodek narciarski Donavaly,  z  Wielką Fatrą. A tę przszeszkodę trzeba było pokonać od zacienionej i zawietrznej  strony północnej. To mocno deprymuje jeśli się nie wie co po drugiej stronie ścianki. Mraczek  i inni przystanęli we wznoszeniu przed barierą a Sebastian pokusił się na dość  ryzykowny manewr przemknięcia  przez przełęcz  przy skałach Kozi Hrbat / kozi grzbiet/  na nawietrzną i nasłonecznioną stronę . Didier znalazł się przed dylematem który jest często udziałem pilotów nie znających Alp w takim stopniu jak gospodarze. Nie znając szczegółowej topografii niebezpiecznego miejsca i nie widząc poprzedzających szybowców musiał zachować rozwagę, i bez wybrzydzania korzystać ze wznoszeń pozwalających na poprawienie wysokości. Manewr opłacił się  Sebastianowi. W prądach dynamiczno –termicznych, po nasłonecznionej i nawietrznej stronie skał, nabierał wysokości lecąc do punktu zwrotnego na Chopoku. Tam wykorzystał komin, który otwarł mu drogę do mety przez Liptów i Wysokie Tatry. Znów miał powód do marudzenia ,że zbyt krótka trasa. Ale w wyścigach Grand Prix nie chodzi o maksymalne wykorzystanie możliwości  dnia a oblecenie trasy przez  większość  uczestników. W  tym dniu wszyscy defilowali nad Żarem, a młodzi pilocie mieli tę satysfakcję, iż do  koziej skałki  trzymali się na równi  z mistrzami. Dobra to dla nich szkoła latania.  Tomasz Kawa

 

© Copyright by Sebastian Kawa

Realizacja: InternetProgressProjekt: Elzbieciak.com