Gallery
dsc_9262

Dobry polski dzień.

[fb_button]

Na dwoje babka wróżyła na granicy pogody.

Wczoraj nie dopisało szczęście zawodom w Ostrowie.W wielu miejscach w Polsce było słonecznie, ale nie tu. Mżawka, niskie chmury zapewniły kolejny dzień bez latania. Można było jednak załatwić kilka ważnych spraw bez przenoszenia stresów w powietrze.

Dzisiaj meteorolog z Michałkowa był bardzo dużym pesymistą.  Spodziewał się niziutkich podstaw i napływu bardzo wilgotnej masy pod inwersją, która około godziny 17 miała zakryć rejon stratusami. Zaraz po odprawie uruchomiliśmy własne komputery. Z porównania kilku prognoz pogody wynikało jednak, że to wcale nie jest pewne.Zła pogoda raczej ominie nas północą i w  masie jaka  trafi nad trasę, czyli linię pomiędzy Ostrowem – Lesznem i Zieloną Górą, napłynie umiarkowana ilość chłodnego i wilgotnego powietrza, które ostatecznie umożliwi powstawanie cumulusów z coraz wyższymi podstawami, czyli tak, jak po froncie chłodnym bez dodatkowych atrakcji. Nasz team-owy meteorolog „Cirrus” zapowiedział właśnie taką pogodę i był największym optymistą jak chodzi o wszystkie źródła.

Po starcie pogoda nie poprawiała się zbytnio. W pierwszych Cu noszenia sięgłały 1.6-2m/s, ale wkrótce błąkaliśmy się pod większa liczbą chmur z zanikającymi noszeniami. „Długale” i cluby odchodziły na trasę około 12:30, ale ja nie miałem ochoty odchodzić tak wcześnie, bo z trudem utrzymywaliśmy wysokość. Uznałem, że skoro oni mają za zadanie spędzić na trasie 4 godziny, a my 3:30, to spokojnie można jeszcze pół godziny poczekać. I tak zrobiliśmy, niestety na pierwszych kilometrach niezbyt nam się poszczęściło i koło Krotoszyna zaliczyliśmy pierwszy „parter”. Pogoda jednak szybko się poprawiała. Od Rawicza do Nowej Soli  lecieliśmy  już w regularnych warunkach  nad dużymi lasami.  W drodze powrotnej chłód jednak dał o sobie znać. Choć lecieliśmy pod szlakiem noszenia słabły. Nie było nawet porządnej „dwójki”, by podreperować wysokość. W końcu polecieliśmy do ostatniej strefy, celując w jej południowy skraj sięgający jeszcze nad lasy w rozmywające się cumulusy. I tu niespodzianka. Cienia było sporo, wydawało się, że lecimy ratować się przed lądowaniami w terenie, a tymczasem trafiły się bardzo konkretne noszenia, mocniejsze niż na całym drugim boku. Na końcówce ze zdziwieniem obserwowaliśmy szybowce  dolatujące do mety asekuracyjnie na bardzo dużej wysokości, ale być może był to efekt trudności, jakie zafundowała z dolotami konkurencja piąta, kiedy to szlaki ulokowały się pechowo po stronach ścieżki dolotowej a lotnisko znalazło się  w obszarze duszeń i silnych podmuchów  czołowego wiatru.

Dzisiaj standardy we trójkę  2-4 miejsce . Zwiększa to przewagę nad następnymi w klasyfikacji generalnej. W dwumiejscówkach Adam Czeladzki  pierwsze a Janusz Centka trzecie miejsce, co generalnie ustawia ich na drugiej i trzeciej pozycji.Natomiast w klasie club Jakub Barszcz, dolatując trzeci, przesunął się w górę w tabeli na trzecie w klasyfikacji generalnej z Łukaszem Błaszczykiem na drugim miejscu.  Jak na razie wszyscy Polacy na medalowych miejscach… Trzeba jeszcze popracować nad kolorami medali.

© Copyright by Sebastian Kawa

Realizacja: InternetProgressProjekt: Elzbieciak.com