Gallery
dsc_9262

Prievidza. Pierwsze zawody sezonu.

[fb_button]

Stało się już to tradycją, że w wiosennych zawodach na Słowacji najliczniejszą grupę stanowią szybownicy z Polski. 

Tegoroczne otwarcie sezonu w naszej części Europy było jednak nietypowe. Rozgrywanie z początkiem kwietnia  zawody w Nitrze zostały odwołane z powodu opadów śniegu i deszczu. Wiosna jeszcze nie nadeszła a na lotnisku łatwiej można było spotkać żaby niż szybowce.  Kilku zdesperowanych pilotów ćwiczyło starty i krótkie loty startując z asfaltowej drogi do kołowania. W Prievidzy przewlekająca się  zima również zaznacza dotąd swą obecność w postaci grząskiej  murawy i ogromnej ilości śniegu na okolicznych górach. Ci, którzy odważyli się jechać na Słowację najkrótszą drogą przez przełęcze pod górą Klak mieli nawet szansę spotkać świeży śnieg na drodze, co w czasie jazdy z przyczepą szybowcową po stromych serpentynach wcale nie jest ciekawe.  W sobotę lotnisko było zbyt mokre, by po nim jeździć i po kolejnej burzy z silnym opadem deszczu wózki przybywające z szybowcami  trzeba było  zostawiać zatrzymać się przed głęboka kałużą blokującą drogę do lotniska. Głodni latania szybownicy nie tracili jednak czasu, więc  nie tracili czasu i mimo tych przeszkód na płycie przed hangarem pojawiało się coraz więcej i więcej  zmontowanych maszyn. Są to pierwsze loty w sezonie, więc dodatkowy czas można było wykorzystać na sprawdzanie i przygotowanie się do zawodów. Z powodu opóźnionej wiosny nikt wcześniej nie miał szansy zrobić choćby jednego startu.  Nad lotniskiem odbywały się tylko konieczne obloty lekkich Dynamików i loty dwusterów.

W końcu w niedzielę lotnisko podeschło na tyle, że można było ręcznie wypchać szybowce na start i rozpocząć latanie.  Na każdego przypadła solidna zaprawa w postaci pchania po miękkiej ziemi  co najmniej czterech szybowców. Choć patyki były bez wody, wielu będzie leczyło bolące mięśnie jeszcze przez kilka dni.  Wyznaczono trasy obszarowe od 2:30 do 2:45 minut dla wszystkich klas. Pierwszy zawrót wypadał w okolicy Katowej Skały w Wielkiej Fatrze a drugi daleko na południe nad Nowymi Zamkami. W górach nosiło przyzwoicie, lecz na południe od Zoboru widok pozalewanych pól przypominał rozległe uprawy ryżu. Nad tak mokrym terenem warunki były dużo słabsze. Nic dziwnego, że  wszyscy skracaliśmy  ten  odcinek lotu i natychmiast po osiągnięciu strefy nawrotów zawracaliśmy na  na północ, najkrótszą drogą do gór i suchszego terenu. Solidny komin koło Nitry pozwolił myśleć o dolotach do Prievidzy. Dalsza przeprawa przez Górę Tribec nie sprawiała już kłopotu.

Kolejny dzień zapowiadał się nieco gorzej., ze względu na napływanie cieplejszego powietrza z południa  w wyższych warstwach atmosfery.Powodowało to silną inwersję i bezchmurną pogodę. Organizatorzy wyznaczyli jednak konkurencję obszarową w której trzeba było pokonać co najmniej 300km. Obszary oparte na pierwszym punkcie w Dolinie Liptowskiej , potem Teplice Koło Trencina i znów jeden punkt w okolicy Nitry. Ponieważ pierwsza strefa była rozległa, pozwalała na lot w kierunku Wysokich, lub Niskich Tatr, co pięknie zademonstrowali szybownicy klasy club, którzy podzielili się niemal na równe grupy. Sprawdzili oba warianty. Część z nich wybrała lot w stronę Chopoka południową stroną Niżnych Tatr a część poleciała nad Wielką Fatrą w Kierunku Rużomberoka.  W klasie 15 Zbyszek poprowadził grupę północną stroną Doliny Liptowskiej do granicy z Polską, a klasa Mix, która miała dokładnie to samo zadanie, wybrała Niżne Tatry.  Z pewnością trasa wzdłuż Niskich Tatr była bardziej  widokowa odrobinę szybsza. Również na tej trasie najbardziej kłopotliwa okazała się jej południowa część, gdy z Trencina trzeba było przelecieć wzdłuż doliny nad Partizanskimi  i Banowcami w stronę Wielkiego Tribca. W ramach eksperymentu postanowiłem wrócić się z punktu do góry Rokosz i przelecieć ten odcinek wzdłuż gór, przekraczając dolinę w najwęższym miejscu koło Nowaków. Okazało się, że pomimo ogromnego nadkładania drogi był to nieco szybszy wariant. Krążyłem w noszeniu 2,4m/s podczas gdy „peleton” nad równiną musiał się zadowolić meterkiem. Na końcówce zabrakło mi nieco szczęścia i lecąc samotnie z przodu nie trafiłem na bezchmurnej w komin dolotowy. Roman Mraczek  wpadł w noszenie i wyprzedził mnie o kilka minut.  Przy południowym wietrze i sporej ilości śniegu na szczytach trudno znaleźć miejsca w których odrywają się kominy.   W Tatrach najsilniej nosiło nad niewielkimi pagórkami po południowej stronie głównego grzbietu- tam, gdzie ciemne igły świerkowego lasu pochłaniały ciepło słońca i nad niższymi skałami po stronie północnej,  wolnymi już od śniegu. Główny, pokryty nadal wielometrową warstwą śniegu, szczyt dawał jedynie niewielkie podtrzymania. W okolicach Partyzanskich nosiło po północnej stronie gór na granicy uprawnych pól.

Niestety te rozruchowe zawody zebrały swoje żniwo w postaci dwóch uszkodzonych szybowców i jednego poważnego wypadku. EB 29 już lata po naprawie lotki rozwarstwionej w pechowym lądowaniu na zaoranym polu tuż przed pasem. Szybowiec Jantar „AP” pojechał do naprawy po lądowaniu na boisku sportowym w niedostępnej dolinie Hermanec, a piękna Libelka ma połamane wszystkie żebra po wypadku w okolicy Liptowskiej Osady. Szczęśliwie jej pilot wykpił się jedynie złamaniem trzech żeber i dojdzie do zdrowia.  Ufff, wystarczy… Miejmy nadzieję, że w następnych dniach pogoda dopisze i będziemy latali wysoko nad zdradliwymi dolinami po wschodniej stronie Fatry.

Właśnie odwołano dzisiejsza konkurencję. Front nie zdąży się odsunąć przed zmrokiem, ale na następne dni rysuje się szansa na latanie w dobrej pogodzie po froncie chłodnym.

Sebastian

 

 

© Copyright by Sebastian Kawa

Realizacja: InternetProgressProjekt: Elzbieciak.com