Gallery
dsc_9262

Mistral

[fb_button]

Mistraaayyyllll… Trzeba usłyszeć jak to wymawiają Francuzi.

Po wczorajszym dniu wypoczynku zaczęliśmy dzień bardzo wcześnie, jeszcze zanim gospodarz gospodarstwa agroturystycznego przywiózł z supermarketu bagietki na śniadanie. Próbowaliśmy wydedukować coś z dostępnych prognoz pogody i wywróżyć co będzie się działo w ciągu dnia. Wiało od rana i w miarę nagrzewania się prowansalskiej ziemi wiatr się nasilał. Powstawały rotory za niewielkimi pagórkami górującymi nad Manosque i nawet na chwilę pojawiła się wielopiętrowa soczewka, gdy wiatr przywiał kroplę wilgotniejszego powietrza. Jak na taką pogodę gospodarze wykazywali się bardzo spokojnymi ruchami. W naszej ocenie można było dzisiaj przemieszczać się po trasach przez 10 godzin, a wyznaczono tylko 300km. Widocznie zgodnie z deklaracją wypisaną na stronach zawodów mają to być trasy nie tylko dla specjalistów w górskim lataniu, ale i przyjemne zawody dla wszystkich. Skądś to znamy….
Zaraz po wyczepieniu szybko wznosiliśmy się po zachodniej stronie rzeki pod pięknymi cumulusami powstającymi na wierzchołkach rotorów. Przed otwarciem startu lotnego  tylko do wysokości 2000m tak, by ostatni w kolejce mieli równe szanse. Natychmiast po skończonym odliczaniu szybowce rozpędzone w kominach do 200km/h wystrzeliły w górę nad chmury. Tu czekało kolejne ograniczenie. Fl 115 wydzielony w wojskowej strefie Salon pozwalał na loty do 3500m wysokości i niestety takie ograniczenie pokrywało praktycznie całe dwa pierwsze boki trasy. Latając w noszeniu 4m/s 220km/h mieliśmy dość duże problemy, by się spotkać na fali, gdyż musieliśmy ciągle obserwować wysokościomierz. W efekcie Tomek poleciał jedno okrążenie wcześniej. Trasa okazała się prostsza na początku, niż nam się wydawało.

Bez większych kłopotów dolecieliśmy do fali za Montagne de Lure, na trawersie Saint Auban  a potem do klejnych rotorów za pasmami w kierunku Coll de Cabre, gdzie zlokalizowano pierwszy punkt zwrotny. Niestety tu odezwały się stare problemy.

Musiałem   zanurkować pod chmurę rotorową, więc chcąc uniknąć rozpędzenia Diany do dużej prędkości otwarłem hamulce aerodynamiczne  i w ten sposób odlkeiłem taśmę mylarową na skrzydle. Końcówkę tego boku  pokonaliśmy zgodnie pod chmurami. Ułożył się nawet niewielki szlak powstający z muru halniakowego. Po punkcie postanowiłem cofnąc się  do  najlepszej fali  jaką spotkałemna trasie – przed zboczami Montagne de Lure. Po drodze fala nie wpasowywała się z długością w rytm pasm i nie było dobrych podtrzymań, ale fala ale de Lure wynagrodziła mi wszystko wznoszeniem, które dochodziło nawet do 6 m/sek . Francuzi wybrali trasę nieco bliżej doliny i w znanym sobie miejscu trafili falę wcześniej niż ja, więc mogli ana skróty polecieć do punktu.

Do 3-go punktu zwrotnego w  Digne dotarliśmy nad chmurami. Tu, nie było wiadomo jak polecieć, bo wiatr wiał wzdłuż zboczy, a nawet wydawało się momentami, że zachodnia strona „Parkuru” jest zawietrzną. Skośnie przez La Colette dotarłem do Mantagne de la Blanche i te początkowo nie zawiodły. Tu jednak czychała kolejna niemiła niespodzianka. Tak jak początkowo skały dobrze nosiłe, to dalej, bliżej jeziorek wiatr był silniejszy i równoległy do zboczy, więc  nie było już noszeń. Prawdopodonie fala, od masywu  Ecrins tłumiła tu ruchy w górę. Francuzi pokonali ten odcinek nieco wyżej i na powrocie z Dormilluse, który podniósł ich na wystarczającą wysokość polecieli prosto do domu. Ja tylko wytraciłem tam czas i musiałem odejść w dolinę, w której ładny Cu przyniósł wreszcie komin 2m/s. Z tego miejsca było już łatwo, więc  przez Saint Auban, znów na maksymalnej możliwej do wykorzystania prędkości , tak aby nie mieć nieprzyjemnych kłopotów, doleciałem z duuuużym zapasem do Vinon.
Jutro ma mniej wiać, ale lato się jeszcze nie zaczęło.           Sebastian   Kawa

P.S.

Miło patrzeć na takie zapisy lotów. Sytuacja zmieniała się jak w kolejdoskopie. 3-4 okrążenia  i szybowiec windowany mocnym wznoszeniem znów śmiga po trasie.  Lot na pierwszym odcinku,   choć pod wiatr, był szybki, gdyż dwa mocarne rotory  dawały szybki przyrost wysokości a na dalszym etapie także zdarzały się korzystne podmuchy. Nasi piloci dobrze to rozegrali. Nad  pierwszym punktem dogonili  Franzuza Barrois i Szwajcara Hausera, którzy dzisiaj otwierali wyścig. Doleciali tam  razem a nawet Tomasz i Łukasz ,  ze względu na opisane wyżej manewry hamulcowe Sebastiana, mieli nad nim przewagę około 200m wysokości.  Jednak wkrótce po nawrocie  drogi naszej trójki rozeszły się . Sebastian poleciał wprost do pola falowego  za Montagne de Lure a Tomek z Łukaszem, podobnie jak reszta towarzystwa trzymali się bliżej trasy i środka doliny. Gdyby Sebastian znał rozkład pól falowych nad doliną Sisteron, to w tym momencie wyścig byłby dla niego  rozegrany. Wystarczyło aby po uzyskaniu ograniczenia  wysokości  3500 m przemieścił się trochę pod wiatr, zamiast polecieć wprost do punktu, a fala którą częściowo wykorzystał  Buderlique, doniosła by go na swym grzbiecie niemal do  punktu zwrotnego nad Digne.Ale nia było pożaru australiskiego  buszu, którego dymy przelatują czasem  nad oceanem i farbują falę w N.Zelandii. Tak a nadwyżka wysokości pozwoliła by na  bezproblemowe dokończenie trasy. Na ostatnim  odcinku  , po nawrocie nad jeziorkiem, Sebastian dał się zmylić Buchthalowi, który lecąc do punktu krążył  nad  pierwszą górką we wzoszeniu około 1,5 m/sek.   jednak parę metrów niżej wiatr rozbijał o łysy szczyt wszelkie wznoszenia i  Sebastian stracił niepotrzebnie w tych porywach niemal 5 minut  oczekując daremnie na  uformowanie się komina. Ten moment i nie wykorzystane 300 m nadwyżki wysokości na dolocie pozbawiły go dzisiaj wygranej .           Tomasz Kawa

 

 

/pp

© Copyright by Sebastian Kawa

Realizacja: InternetProgressProjekt: Elzbieciak.com