Gallery
dsc_9262

Zagranie pokerowe

[fb_button]

Wczoraj start bez analiz, dziś zagranie o całą stawkę.

Foto: Z braku aktualnych zdjąć z Leszna prezentuję czwórkę medyków. Od lewej Jurek Kolasiński, Sebastian , ja z miniaturką  trzeźwego lotnika , Łukasz Florkowski.

Nie zamieniłem żadnym uczestkiem mistrzostw w  Lesznie ani słowa i ciekaw jestem jak moje domysły,oraz  analizy, mają się do realiów lotu,oraz rzeczywistych zamiarów Sebastiana i Tomka. Wczoraj nie mieli oni sposobności aby przeprowadzić niezbędne analizy i ustalić plan lotu, dziś idę o zakład, że bardzo precyzyjnie opracowali plan i realizowali go konsekwentnie. Panowały dobre warunki z bardzo niewielkim zachmurzeniem cumulus humilis na wysokości 2000m układającym się w króciutkie szlaki . W ciągu dnia jedynym zagrożeniem mogły być warstwy cirrusa podrzucane od północnego wschodu a pod koniec dnia chmury rozpadającego się frontu chłodnego. W tej sytuacji Jurek „Mietki” miał prawo wyłożyć znów długą konkurencję, ale na uroczystości zakończenie zawodów organizatorzy chcą mieć wszystkich w domu, więc wyznaczył dla klasy otwartej spacerek 334 km. Starty ziemne rozpoczęto o 11-ej,więc trzeba było mieć świętą cierpliwość, aby w bezproduktywnym lataniu nad lotniskiem wyczekać do optymalnego czasu odlotu.Nie wytrzymali tego Włosi i odeszli zdecydowanie za wcześnie, bo już o godzinie 12.31 a w dwadzieścia minut później Jędrzej Skłodowski, Adaś Czeladzki , Igo Trentalj i „Śledziu” – Robert Ślęczkowski. Również przedwcześnie. Dwadzieścia minut przed 14-tą odleciał główny rój a w nim Janusz Centka z Markiem Szumskim, Ichikawa Makoto i Wojtek Kos. Zawodnicy okopani na czołowych pozycjach tabeli: Krzysztof Łuniewski,Mirek Matkowski,Tomasz Dul, Leszek Staryszak, oraz Marcin Mężyk najwyrażniej pogodzili się ze swymi miejscami i postanowili bronić  pozycji odlatując ze Zbyszkiem Nieradką, który nie mógł sobie pozwolić na jakieś wygłupy i ryzykowne manewry.Taki zespół to jak grecka falanga, ale wiadomo było, że  lot w tak wyrównanej grupie zawodników przynieść może tylko rozstrzygnięcie remisowe. Pozycja Cypisa była poza zasięgiem, ale  Sebastian  nie byłby sobą, gdyby się poddał i zaakceptował bez walki trzecie miejsce a nie walczył o drugie od którego dzieliło go zaledwie parę punktów. Tomek również miał silną motywację do ostrej jazdy, toteż postanowili zagrać pokerowo o wielką stawkę. Zakładając, że lot na trasie może trwać około dwu  godzin z hakiem odeszli w optymalnym czasie, o  14.10. Obecność chmury dawała im wystarczającą ilość podpowiedzi, aby komfort lotu bez towarzystwa zrekompensował mniejszą penetrację przestrzeni przy locie w parze, lub solo. Lot do pierwszego punktu zwrotnego nie miał alternatyw, więc wszyscy lecieli niemal identycznie wzdłuż „kreski” skrajem lasów w kierunku Krotoszyna i za Ostrów. Szczęście sprzyja najlepszym, więc  ugrupowanie gladiatorów wyłapało  przed Krotoszynem wznoszenie przekraczające momentami 5 m/sek. Jak konie rozstawne dla poczty królewskiej do Wenecji dwadzieścia kilometrów dalej czekał na nich następny taki komin, niewiele słabszy na trawersie Ostrowa i na punkcie zwrotnym .Do Tomka i Sebastiana  nie uśmiechała się jednak w tym dniu Fortuna. Trafili w to samo ognisko termiczne na początku lasów przed Krotoszynem kwadrans później, gdy znów z tego miejsca  ruszyła winda do nieba, ale dźwigała ich  już tylko z prędkością 2,9 m/sek .Wprawdzie nieco dalej  znaleźli już 3,8 m/sek. lecz  zyskali w tym zaledwie 200m, gdyż było zbyt blisko i wlecieli w to wznoszenie na wysokości 1800 m. Mimo tak wielkich różnic w wartościach wykorzystywanych kominów,  czas ich przelotu po trasie pierwszego odcinka niewiele się różnił od czasu zwycięzcy, gdyż aktywniej wykorzystywali oni krótkie połączenia chmur. Drugi odcinek  wiodący za Kalisz  wszyscy zawodnicy pokonali podobnie, ale trzecim widać było różnicę w strategii. Wszyscy polecieli po prostej , przez otwarte pola, w kierunku ostatniego punktu zlokalizowanego 25 km na SW Leszna. Natomiast nasza para pilotująca Diany konsekwentnie realizowała swój plan i skierowali się po skosie ku północy, aby lecieć przez lasy od Jarocina lecieć na zachód, aż za Gostyń a stąd kolejnym ciągiem zadrzewionej ziemi , przez duży las za Lesznem, który funduje zawsze piękne wznoszenia dolecieć do punktu na krańcu tych lasów i zawinąć do mety. Lasy kumulują większ energię nim wyzwolą komin toteż wznoszenia powstające nad nimi są zdecydowanie silniejsze.  Koncepcja świetna, ale diabli wiedzą dlaczego nie wyszła. Być może w tym momencie przesuwał się tam niewielki welonik cirrusa i przytłumił termikę nad lasami jarocińskim, albo trafili na „czerwoną falę” i w złym momencie dochodzili doognisk termicznych. Ciekaw jestem jak moje bajdurki mają się do rzeczywistego przebiegu lotu.Może to zweryfikuje to Sebastian po powrocie. Mistrzostwa nie mogły lepiej „wstrzelić” się w pogodę w naszym klimacie fundując lotnikom dobrą pogodę w każdym dniu zawodów. Fantastyczną formą wykazał się Zbyszek Nieradka, który zawsze był wspaniałym lotnikiem,ale wcześniej dawał się czasem ponieść emocjom.Teraz nabrał do latania właściwego dystansu i na luzie, z pełną konsekwencją, wykorzystuje swe niepospolite walory. Niespożyty Janusz Centka po raz kolejny dowiódł swego mistrzostwa. Sebastianowi  nie udł się chytry plan i rzut na taśmę, ale trzeci stopień na podium w tak doborowym towarzystwie to ogromny honor. Tak on jak i Tomek odniesli z tych zawodów ogromne korzyści. Sebastian lata zwykle w górach, więc miał doskonałą okazję do  nadrobienia zaległości w lataniu nad równinami,  a obaj mieli możliwość przećwiczenia współpracy  w parze, która będzie reprezentować nas  w mistrzostwach świata rozgrywanych nad preriami  Teksasu. Obaj z Tomkiem i Makoto dowiedli, że w określonych warunkach Diana dotrzymuje kroku, a nawet może wygrywać z długalami.  Tomasz Kawa

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Samodzielny lot na Bocianie był niegdyś nobilitacją

 

Ble

 

 

B

 

B

 

B

 

B

nbsp;

© Copyright by Sebastian Kawa

Realizacja: InternetProgressProjekt: Elzbieciak.com