Gallery
dsc_9262

Nerwowa końcówka zawodów.

[fb_button]

I duży sukces polskiej grupy pilotów.

Niże w końcu ustąpiły słonecznej pogodzie. Dwa układy wyżowe w drugim tygodniu zawodów zaczęły się rozbudowywać nad Rosją i nad Austrią i w końcu połączyły swoje siły by ostatecznie osuszyć niebo. Przy tym jednak od południa nad Słowację zaczęło nasuwać się cieplejsze i stabilne powietrze w którym bardzo szybko zanikały noszenia i cumulusy. Komplikowało to życie meteorologowi i układaczom tras bo nie było wiadomo jaka do końca nas czeka pogoda, i w sumie popełnili kilka błędów nie posyłając nas ostatecznie w wysokie góry gdzie zakwitły piękne cumulusy. Zamiast tego lataliśmy na północ i na zachód po bezchmurnych. Końcówkę zawsze niefortunnie wybrano na równinie Topolczan, na południu a tam już około godziny piątej, pomimo że nadal świeciło słońce trudno było znaleźć metrowe wznoszenia. Taka pułapka trafiła mnie w siódmej konkurencji. Na początku szło mi bardzo dobrze i udało mi się uciec konkurentom,  przy szlakach w poprzek trasy lecąc na północ w stronę obszaru punktu zwrotnego u szczytu doliny Martin,  chmury zachęciły mnie do przejścia na wschodnią stronę  Wielkiej Fatry. Początkowo było to niezłe rozwiązanie bo ten masyw w jednakowej masie powietrza daje najsilniejsze kominy w całej okolicy, ale w dalszym ciągu lecąc w stronę południową chmury zaczęły bardzo szybko znikać. Wiele szybowców spadło do parteru, żebrząc o pojedyncze metry na wysokości najniższych wzgórków masywu. Mnie udało się nad Katową skałą wykręcić na tyle wysoko, że przeleciałem aż nad Prievidzę, ale tu wysokości miałem już bardzo mało a chmury zniknęły.  Dalszą część trasy pokonałem w noszeniach 0,4 i 0,1 m/s tracąc niemal godzinę. A i tak nie byłem na tyle wysoko by wrócić bezpiecznie do samego lotniska. Przed lądowaniem poza metą uratował mnie delikatny wydmuch żaglowy na wschodnim, o tej porze dnia już zacienionym zboczu Rokosza. Było to o tyle dziwne, że Górą wiał wiatr z zachodu, ale mocno nagrzane góry powodowały przepływy bryzowe. Ostatnie kilometry dzięki podtrzymaniom na zboczu przeleciałem z doskonałością 63! Ale i tak wylądowałem kilometr po przecięciu kołowej mety, w ogromnych polach przed lotniskiem. Ci, którzy wybrali Małą Fatrę końcówkę przelotu pokonali bez krążenia pod szlakiem, który powstał w miejsce rozpadających się niedługo wcześniej chmur. W tym dniu spadłem na drugie miejsce  w klasyfikacji generalnej.

Następny dzień poprawił mi jednak nastrój. Dużo dłuższa trasa w znany teren Hali Boraczej i Czeskich Beskidów pozwoliła mi odbić się w górę tabeli. Dzień, choć z lepsza termiką i południowo wschodnim wietrem, zapowiadał się równieć bardzo krótko z zanikającymi pod wieczór noszeniami. Roman Mraczek, jak zwykle zdecydował się wyczekiwać i tym razem to on z połową stawki wpadł w podobną pułapkę zanikających noszeń co ja dzień wcześniej. Wielu z tych zawodników nie doleciało do mety. Dzięki dużej pomocy kolegów z klasy 15m i club a także współpracy Zdzicha Bednardzuka udało się w naszej klasie całej Polskiej grupie mocno wyskoczyć do przodu, niemal jak w sztafecie, w której wyprzedzaliśmy kolejno podsuwających nam noszenia kolegów.  Decydujące znaczenie miało to, że dość ryzykownie przez dolinę Vahu przelecieliśmy dosłownie 500m od TMA Żylina ale za to pod szlakiem, który doprowadził nas do samych Partizanskich. Trudny odcinek na południe zaczynaliśmy jeszcze w dobrych noszeniach i z dużej wysokości. Nasz szlak prowadził nieco w poprzek trasy, ale na południe od niego nie było już praktycznie dobrych chmur. Ci, którzy zdecydowali się lecieć najkrótsza drogą na punkt na szczycie góry Zobor, mieli albo bardzo duże kłopoty, albo lądowali w polu. Na powrocie z Zoboru mnie trafiło się jeszcze dobre noszenie nad niezawodnym o tej porze dnia Vielkim Tribcem a Zdzichu dostał w tym samym miejscu bonus w postaci noszenia 5m/s co pozwoliło nam do mety dolecieć razem. Konkurencji tym razem się przeliczyli i taktyka wyczekiwania i porawiania błędów czołówki nie udała się. Południowe powietrze wygasiło noszenia.

Dziesiąty dzień latania w Prievidzy przyniósł umiarkowaną bezchmurną termikę i wyłożono krótka trasę, która dawała jednak dość sporą szansę na zmiany w tabeli bo różnice punktowe były niewielkie. I znów na trasę polecieliśmy w rozsądnym czasie zostawiając taktykę wyczekiwania i lotu po znaczonych kominach konkurentom. Początkowo mogło się wydawać, że im się to opłaciło bo na równinie Banowców złapali mocniejsze kominy i trochę nas dogonili. W stronę Dubnej Skały, przełęczy pomiędzy dwoma częściami Małej Fatry, również trochę nie dopisało nam szczęście. Nad Klakiem nie trafiliśmy w fazę i tam, gdzie klasa club miała noszenie 4m/s nam został krótka podkrętka w 1,5, ale ostatecznie szczęście się odwróciło. Na ostatnim południowym odcinku nad ostatnią górą która była przed bardzo długim przeskokiem do Wielkiego Tribca – nad Magurą przy Bojnickim zamku  znaleźliśmy 3m/s dzięki podpowiedzi Adama Czeladzkiego. Południową część przesłonił gruby płat cirrusa i to wygasiło momentalnie noszenia w napływającym z południa stabilnym powietrzu. Polskiej grupce w klasie MIX wystarczyło wysokości by pokonać lot tam i z powrotem, aż do krawędzi słońca nad lotniskiem w Partizańskich, gdzie słabe kominy odrywały się jeden koło drugiego. A nawet, niektórzy znajomi (nie przyznając się do tego), trafili bardzo mocne noszenia. Nam nie trzeba było już wiele i szybko ukończyliśmy trasę pieczetując końcowe wyniki zawodów.

Ostatecznie zawody zakończyły się bardzo dużym zbiorowym sukcesem polskich pilotów. Zdobyliśmy w sumie 3 medale po jednym z każdego koloru, dwa czwarte miejsca a w klasie otwartej Polacy stanęli na wszystkich stopniach od 1 do 4. Trzeba przecież do tego grona wliczyć również

drugiego pilota Romana Mraczka — Agatę Kaszczuk.   Trzecie miejsce zajął Krzysztof Łuniewski, a dzbanek śliwowicy za najbardziej pożądane czwarte miejsce otrzymał Marek Szumski.

Przemysław Bartczak w koszulce z własnym logo dumnie stanął na drugim schodku podium w klasie 15m.

Krzysztof Sobiecki „Anioł” skutecznie machał skrzydłami i wylądował z dzbanem trunku, którym spokojnie można napełnić bak ekologicznego samochodu, na czwartym stopniu w klasie Club.

© Copyright by Sebastian Kawa

Realizacja: InternetProgressProjekt: Elzbieciak.com