Gallery
dsc_9262

Arktyczne rajdy

[fb_button]

W niedzielę mieliśmy nalot dywanowy szybowców na nasze Beskidy.

Jare słońce nad Słowacją rozpaliło ambicje organizatorów FCC Gliding. W niedzielę 17 kwietnia wypędzili około setki pilotów nad nasze Beskidy. Zaplanowano trasy 500 ,600 i 750 km dla poszczególnych klas – długie jak na tę porę roku.

Jednak zamiast chlebem i solą nasza kraina przywitała gości bardzo chłodno, bo resztkami arktycznego frontu ,który sporą gromadkę lotników strącił na ziemię w obszarze przygranicznym
a potem wśliznął się nad ziemie naszych południowych braci. Sebastiana spodziewaliśmy się u nas około pierwszej i ten punktualnie jak „Błękitny Ekspres” zameldował się nad Skrzycznem prowadząc za sobą powietrzną armadę , i poleciał po kolejne zwycięstwo. Choć chmury rozpadającego się frontu zasnuły niebo na dużym obszarze wędrujące górą powietrze było tak chłodne , że nawet bez udziału słońca w osłoniętych zakamarkach gór formowały się wznoszenia podtrzymujące szybowce. Choć warunki
te stwarzały ogromną ilość pułapek wyścigi ukończyło 26 pilotów w klasie club, 17 w standard
i 8 „długali” w tym nasz heroiczny Adam Czeladzki który po lotniczym wypadku wrócił do latania steruje ręcznie specjalnie przystosowanym szybowcem „Discus”. Sebastian wygrał niedzielny bieg
długodystansowy i podobnym wynikiem otwarł Wielki Tydzień.

Niedziela .Trasa poważna pogoda niepewna , więc Sebastian nie zwlekał.
Na północ od Małej Fatry zaczynały się kłopoty a już w okolicach Nowego Targu. Niebo było zasnute stratusem całkowicie , ale nasz trasa przebiegała na skraju chmur więc po osiągnięciu punktu zwrotnego trzymając się słowackiej strony granicznych gór bez większych problemów
doleciałem do drugiego punktu nawrotu nad Skrzycznem , które także dostało się pod ciemną
kołderkę. Stąd pognałem na południe , które jeszcze kąpało się w pięknym słońcu fundującym ładną jazdę. Nie ustrzegłem się jednak błędu na dolocie .Po wykręceniu dolotu nad Novakami rzuciłem się do stojących po trasie chmur, a te zamiast zafundować przyśpieszenie ukradły mi 500m wysokości. W efekcie musiałem zrejterować pod górę Vielki Tribec i tam odzyskać znów
wysokość niezbędną na dolot w niezbyt imponującym wznoszeniu. Lecący za mną czescy piloci nie popełnił tego błędu i lecąc pod rozmywającym się szlakiem odrobili na dolocie parę minut. Czeski team poważnie przygotowuje tu swoich juniorów. Pod kierownictwem Petra Krejcirika młoda drużyna zdobywa doświadczenie i tylko patrzeć jak zaczną wygrywać.

Poniedziałek
Dzisiaj ,po wczorajszej przydługiej konkurencji, kierownictwo nieco nam odpuściło i mieliśmy jedynie 500km. Najpierw do Babiej Góry , potem wzdłuż Fatry na południe potem jeszcze raz na północ i do domu. Niestety. Wczorajszy front zostawił sporo wpływ wilgoci w górnej warstwie atmosfery i cały dzień lataliśmy niemal pod pełnym pokryciem. Napływające od wschodu powietrze zamieniało wszystko w jedna wielką chmurę po słowackiej stronie. Wiosenne chłodne masy jednak mają to do siebie, że niewiele trzeba by powstały noszenia. Pierwsze 300 km pokonałem ze średnią prędkością około 145km/h. Piloci „klubowi”, które rozpoczęli wcześniej
i latali w lepszej pogodzie osiągnęli dziś prędkości trudne do uzyskania nawet na lepszych szybowcach. Największe problemy mieliśmy na południu , w okolicach Nitry. Równinny , gorszy termicznie teren , nie generował dobrej termiki pod alto stratusami. Również bardzo źle było w dolinie Martina i przy punkcie zwrotnym we wsi Janosika , Terchowej . Ja musiałem praktycznie przeskoczyć tam aż z południowych stoków Wielkiej Luki i wrócić w te same okolice- bez szans na podkrętkę wysokości. „Kluby” zawróciły nad punktem rzucając się w ciemność nad miasto Martin. Ja poleciałem postrzępionych chmurek pod którymi krążył orzeł, to znakowane przez niego wznoszenie było zbyt słabe dla mojego upstrzonego muchami Discusa. Nie było sensu tracić tam czasu ,więc „podczepiłem się” za gromadką szybowców klasy klub w nadziei ,że taki szeroki trał wyczesze jakieś wznoszenie. Drogę znaczyły na polach dość liczne białe krzyżyki szybowców . Było już dość krytycznie , ale nad zboczem z centrum narciarskim wyparzyłem mozolnie krążące szybowce. Udało się, doleciałem do komina zaledwie 200m nad terenem, lecz wyrzuciłem wodę i mogąc wolniej latać , po mniejszym promieniu, bez kłopotu wykorzystałem wznoszenie. W tym przypadku z pozoru bezcelowe nadłożenie drogi i podkręcenie 300m w kominie orła przydało się. Dalej , już bez balastu ,ale w cudownie chwiejnej masie, która mimo całkowitego pokrycia nieba dawała solidne wznoszenia, komfortowo doleciałem do mety. Przed nią przelatywałem bardzo nisko nad wyższym terenem Nitrańskiego Rudna i toteż miałem
sposobność podglądania z bliska wielkiego stado danieli, które przed wieczorem zbierają się na tych halach. Lecący nisko nad trawą szybowiec nie zrobił na nich wrażenia. Ja przyglądałem się im a one mnie. Jutro ma być wreszcie sucho i planowany jest lot w Tatry. Jak znam sprawę, podstawy chmur będziemy oglądać wysoko nad głowami. Ech to wojsko, mogli by sobie kupić aparaturę tlenową do samolotów.
SK

© Copyright by Sebastian Kawa

Realizacja: InternetProgressProjekt: Elzbieciak.com